Guwernantki i opiekunki do dzieci w XIX w.
Już nie raz pisałam o tym, że w XIX wieku kobiety z wyższych sfer raczej nie były dobrymi matkami. Bardzo często dzieci traktowały jak lalki. – Każda chciała je mieć, bo miały je inne kobiety, bo takie słodkie, bo wydanie na świat syna podnosiło uznanie w oczach otoczenia. Chętnie się z nimi fotografowały, pozowały do portretów, chwaliły podczas spotkań, zdecydowanie gorzej było z opieką i uczuciem. Brakowało fachowych poradników i wiedzy. Kobieta już po kilku tygodniach od porodu wracała do świata zabaw i przyjemności. By nie niszczyć sobie figury i nie odrywać się od spraw przyjemniejszych, szybko przestawała karmić piersią, a jej miejsce zastępowała mamka. Dziecko oddawano pod opiekę bony, potem guwernantki, która jednocześnie zajmowała się edukacją. Moda na wszystko co francuskie (czytaj: światowe) sprawiała, że w najlepszych domach guwernantki sprowadzano z Francji. Taka importowana panna mogła nie mieć pojęcia o wychowaniu dzieci, mogła nie mówić dobrze po polsku, ważne że z gracją bąkała po francusku. Zdarzało się, że guwernantka wykorzystując swoją uprzywilejowaną pozycję wynikającą ze światowości rządziła całym domem, „przyuczając dzieci do lekceważenia praw matki, prostaczki”. Zresztą nie lepszy był poziom opiekunek z Polski, które mogły zajmować się tylko wychowaniem lub wychowaniem i uczeniem. Niedowierzających zapraszam do przeczytania fragmentów pamiętnika Anny z Działyńskich Potockiej (w: „Mój pamiętnik”).
***
***
***
Poniżej kliknij dwukrotnie, aby powiększyć tekst.
***
W XIX wieku w niejednym domu dziecko można było częściej zobaczyć na ręku służącej niż matki.