Z historii dawnych aktów prawnych, czyli o tym jak daleko władza „odeszła od władzy”

Przeglądam akty prawne Krakowa z drugiej połowy XIX wieku i początków XX. Ze zdumieniem zauważam, jak daleko współczesna władza „odeszła od władzy” i zwykłego obywatel. Kiedyś miłościwie panującego Franciszka Józefa interesowało wszystko. Wszystko chciał mieć na oku (swoim lub przynajmniej swoich urzędników). Krakowski magistrat czuwał się nad każdą sprawą. Nie wierzą Państwo? No to zajrzyjmy do obwieszczenie z 1907 roku:

No i może jeszcze kilka aktów z drugiej połowy XIX wieku.

No i może coś jeszcze z poradnika dla policjantów z 1926 roku, czyli przykład notatki służbowej.

Kto w dzisiejszych czasach przejmowałby się spróchniałym pokryciem studni? Niech spróbują Państwo zadzwonić na policję w takiej sprawie, by się przekonać, jak wielkie będzie zdziwienie spowodowane kłopotliwą prośbą.

***

Wierzę, że niejednemu zakręciła się łza w oku przy lekturze w/w aktów i to nie tylko ze śmiechu, ale i z rozrzewnienia za starymi dobrymi czasami, kiedy to władzę interesował jeszcze zwykły obywatel. Proszę dzisiaj zwrócić się do urzędu z jakimkolwiek problemem, wykraczającym nieco poza zakres obowiązków zatrudnionego w nim urzędnika. Stawiam, że w ośmiu przypadkach na dziesięć urzędnik w ogóle nie będzie wiedział, co zrobić z pismem i komu je przekazać, w konsekwencji kłopotliwy dokument zostanie złożony ad acta na wieczny spoczynek, a autor tego „kłopotu” nawet nie otrzyma pisemnej odpowiedzi. Jakże daleko odeszła współczesna władza od zwykłego człowieka. Władza nie czyta już wnoszonych pism, ani nawet prawniczych gazet. Postulaty prawników co do konieczności dokonania zmian w ustawach publikowane na łamach dzienników całymi latami zostają niezauważone. Władza za to pasjami ogląda telewizję, a w szczególności programy interwencyjne. Potrzeba śmierci dziecka, zawalenia się domu lub morza łez wylanego w świetle jupiterów, by w sercu władzy jednak coś drgnęło. Nie mniejsze wrażenie na władzy robi ludzkie cierpienie opisywane na łamach prasy brukowej. Nagle ustawodawca zaczyna zauważać to, o czym wszyscy wiedzieli, a prawnicy pisali od lat. No i zostaje puszczona w ruch wielka prawotwórcza machina. Ze zgrzytem rusza nietoczone od lat koło reformy. Oto społeczeństwo doświadcza największego cudu naszych czasów zwanego „legislacją brukową”, czyli taką tworzoną pod wpływem chwili, naprędce, na kolanie i bez głębszej refleksji.

***