Zaręczyny i narzeczeństwo. Czyli o dawnych zwyczajach matrymonialnych
Dnia 8 kwietnia 2018 roku zamieściłam pierwszy wpis poświęcony dawnym zwyczajom matrymonialnym opisanym w poradniku savoir vivre baronowej Staffe (imienia brak), który został wydany w naszym kraju w 1898 roku. Skoro pierwsze kroki zaczepne zostały podjęte i udało się dzięki nim ustalić, że młodzi są sobą zainteresowani, można było przejść do oświadczyn. Niech nikt nie wyobraża sobie kawalera biegnącego z kwiatami w ręku i wypiekami na twarzy do mieszkania panienki. Tu także nie mogło zabraknąć pośrednictwa rodziców. Zresztą oddajmy głos baronowej Staffe:
Jeżeli starający się spodobał się panience, to prosi natychmiast o jej rękę przez swego ojca, przełożonego lub starszego przyjaciela. W tym celu udaje się swat w stroju bardzo starannym, nawet wtedy, gdyby szedł do ludzi położeniem od siebie niższych. Podczas takiego widzenia omawia się sprawy majątkowe tak zupełnie, jak kontrakt ma je zapewnić. Ojciec panny wymienia natychmiast sumę posagu, jaki dać może córce. Po przyjętych oświadczynach z udziałem swata, pan młody stawia się w domu panienki elegancko ubrany, by podziękować za przychylną odpowiedź. Po czym młodzi stają przed kolejnym etapem, jakim są zaręczyny. I podczas nich nie mogło zabraknąć asysty rodziny.
Raz już przyjęty powinien starający się dzień zaręczyn bez zwlekania oznaczyć. Zaręczyny odbywają się w najściślejszem kółku rodzinnem. W dzień zaręczyn posyła narzeczony pierwszy bukiet swej przyszłej żonie i to z samych białych, ulubionych jej kwiatów. (…) Jakikolwiek jednakże byłby ten pierścień, powinna go panienka chętnie przyjąć. Zanim zbiorą się zaproszeni goście, narzeczony wkłada go sam na paluszek (czwarty u lewej ręki) swej narzeczonej. Wolno mu wtenczas ponieść do ust tę rękę z pierścieniem celem ucałowania. Podczas obiadu, który trzeba dać koniecznie, narzeczeni siedzą obok siebie, naprzeciw nich rodzice panienki. Podczas toastu oznajmia się pozostałym zgromadzonym uroczyście zaręczyny.
W XIX wieku poradniki savoir vivre regulowały niemal wszystko. Tak więc nawet w zakresie stroju młodzi nie mogli mieć własnego zdania. Jak dalej pouczała baronowa Staffe, strój narzeczonej powinien być wesoły, a więc albo bladoróżowy, albo niebieski, albo biały ze wstążkami różowymi – jak jutrzenka. Narzeczony i inni mężczyźni występują we frakach.
Podczas zabawy nie należy odsuwać się zupełnie od narzeczonych, ale trzeba zostawić im przecież pewną swobodę, aby mogli ze sobą rozmawiać, nie będąc od drugich słyszanymi. W ten sam sposób postępuje się z młodą parą aż do ślubu. Jak nie powinno się narzeczonych zostawiać zupełnie samych w pokoju, tak też nie powinno się wobec nich przybierać min jakiejś straży, czuwającej nad tą dozwoloną miłością.
Narzeczona nie wychodzi sama na ulicę ze swym narzeczonym; gdyby zaś narzeczony towarzyszył jej na ulicy, w teatrze lub tym podobnym miejscu, to powinien iść z nimi jeszcze jakiś krewny, który ma wyłącznie prawo bronić i osłaniać ją przed zniewagą. Czyli jakbyśmy dziś powiedzieli, chronić przed składaniem niemoralnych propozycji i czuwać nad tym, by spotkanie młodych przebiegało w przyzwoitej atmosferze.
Tekst nieco skrócono i zmieniono, tak aby dostosować go do współczesnych zasad gramatyki oraz pisowni.
***
Poniżej satyra z życia narzeczonych, rysunek Franciszka Kostrzewskiego (kliknij dwukrotnie, aby powiększyć). Jak na niej widać, przed ślubem panna na wydaniu mogła chodzić pod rękę ze swoim papą, ale nie przyszłym mężem.
***
W okresie narzeczeństwa młodzi mogli spotykać się ze sobą, aczkolwiek, jak pouczały poradniki savoir vivre, należało baczyć na to, by drzwi od pokoju, w którym przebywali, były otwarte. Podczas spotkań miało być przede wszystkim przyzwoicie, tak więc młodzi mogli wspólnie czytać książki, grać na fortepianie, oglądać albumy ze zdjęciami… Nuda, nuda i jeszcze raz nuda.
Mężczyzna od czasu do czasu pozwalał sobie na uchwycenie, czy nawet pocałowanie ukradkiem ręki panny lub inne poufałości, która ta niejednokrotnie odrzucała, dając do zrozumienia, że jest przyzwoitą. Na zbliżenia i pocałunki czas był po ślubie.
***
I tak oto odgrywała się komedia, w której to mężczyzna nadskakiwał pannie, a ta mogła jeszcze mówić nie. Było jednak oczywiste, że po ślubie wszystko zmieni się. To mężczyzna zostanie panem i władcą swojej żony, a jej prawo sprzeciwu zostanie zredukowane do minimum. Poniżej pozwalam sobie przytoczyć fragment mojej książki pt. „Miłość kobieta i małżeństwo w XIX wieku”.
Po ślubie opadała kurtyna wielkiego spektaklu odgrywanego w okresie narzeczeństwa; pełnego ukłonów, uśmiechów i wymuszonej elegancji. Przychodził czas, by porzucić odświętne stroje i frazesy. Bo ileż można odgrywać rolę potulnego amanta nadskakującego wszystkim, kontrolowanego przez przyszłych teściów i strofowanego za byle uchybienie. Jednym słowem, po weselu wszystko schodziło na ustalone od wieków tory. – Mężczyzna niewolnikiem był tylko przed ślubem, po ślubie zostawał głową rodziny i panem losu swej żony. – „Po obchodzeniu się kochanka, po jego uszanowaniu i posłuszeństwie (przed ślubem – przypis) trudno zgadnąć młodej osobie, że ten tak pokorny niewolnik panem jej zostanie” zauważała Klementyna Hoffmanowa w Pamiątce po dobrej matce. I jak dalej pouczała książkową Amelię ” wchodząc w więzy małżeńskie, przygotuje się zawczasu, że wiele niedoskonałości, niedostrzeżonych w kochanku; w mężu spostrzeżesz, przewiduj, że sposób obchodzenia się z tobą zupełnie odmieni; ten kochanek tak ulegający we wszystkiem, tak pokorny i posłuszny, rozkazywać będzie.” No cóż mężczyznom dobra część przypadła: niewolnikami byli jedynie czas jakiś przed ślubem, zaś panami kobiet na zawsze.