Reklama dźwignią handlu
Już w czasach starożytnych wiedziano, że reklama jest dźwignią handlu. W XIX wieku, podobnie jak dziś, rekomendowano swoje produkty w prasie i nie tylko. Niekiedy też starano się docierać do klienta bezpośrednio pisząc do niego listy zachwalające. W poradniku ze wzorami pism na wszelkie okazje pt. „Sekretarz i adwokat domowy…” z 1871 roku znaleźć możemy taki oto uroczy wzór listu polecającego sklep z przyprawami i „sprężyste usługi”.
***
Na nie lada pomysł wpadła pewna wdowa w Paryżu, która… No właśnie, proszę przeczytać samemu (poniżej fragment z „Kurjera Warszawskiego” z 1840 roku, nr 5).
Natomiast w artykule zamieszczonym na łamach „Taternika” z 01.08.1907 roku znajdujemy narzekania na pewnego fotografa, który przy drodze z Morskiego Oka do Czarnego Stawu zamieścił na kamieniach napisy informujące o szybkości wywoływania robionych przez siebie zdjęć. „Czyby nie można było usunąć owych nieestetycznych napisów, tak rażących wśród pięknej przyrody”, wzdychał autor artykułu. Przewidywał jednocześnie, że z czasem ilość reklam w górach będzie wzrastać, bo w niedalekiej przyszłości napłynie szerokimi falami większa rzesza podróżnych, a za gośćmi zjawią się „aferzyści wszelkiego rodzaju, którzy będą się starali rozpowszechniać swoje towary za pomocą jak najwięcej rzucających się w oczy ogłoszeń”. Tymczasem należałoby góry uczynić narodową własnością, to jest miejscem, do którego „spekulacyja wkraczać nie może”, tak aby „ręka spekulanta nie kalała surowego posępnego piękna, jakiem przyroda tak hojnie obdarzyła nasze góry”. Pisząc o „spekulancie”, autor miał na myśli osoby sprzedające towary lub usługi. Jak więc widać, problem reklam przywieszanych byle jak i byle gdzie ma długą genezę.
***
Choć tak naprawdę, by dotrzeć do klienta, trzeba wiedzieć nie tylko gdzie, ale także jak. Już w XIX wieku zdawano sobie sprawę z tego, że by dobrze sprzedać produkt, trzeba trochę podkolorować rzeczywistość. Nie dziwmy się zatem reklamie o treści jak poniżej: