Podwórka w XIX w.

Podwórka w XIX w.

Podwórka dawnych kamienic, dziś pełne koszy na śmieci, kotów, wilgoci. W XIX wieku stanowiły prawdziwe „centrum” w życiu mieszkańców budynku. Występowały tu śpiewaczki z bożej łaski, iluzjoniści i trupy prawie cyrkowe. W jednym z numerów „Dziennika Łódzkiego” autor ubolewał nad poświęceniem pewnego pajaca, który w cienkich trykotach w listopadzie dawał na podwórkach widowisko gimnastyczne. „Ciężki kawałek chleba”. Wzdychał autor. Dopchać się do występu na dziedzińcu wcale nie było łatwo, bo nie tylko wędrowni artyści traktowali je jako miejsce zarobku. Wciąż można tu było zastać kogoś, oferującego swoje talenty, towary i usługi. I nie raz trzeba było cierpliwie czekać na ulicy, aż wyjdą ci, którzy przyszli wcześniej. Ferdynand Hoesick podaje, że najbardziej typowym indywiduum był handlarz starymi ubraniami i obuwiem, zawsze Żyd, który z workiem na plecach wchodził na dziedziniec i wołał donośnym głosem „Handel! Handel!”. Zaraz po nim wchodziła stara baba, także z workiem na plecach, która obchodząc podwórze wołała na cały głos tak, żeby mogła być słyszaną we wszystkich kuchniach: „Kości kupuję! Kości!”. Równie częstym gościem dziedzińca był druciarz, w kierpcach i obcisłych portkach, objuczony różnymi drucianymi przedmiotami, między którymi nie brakło i pułapek na myszy. Prawie codziennie zjawiał się czarny, umorusany węglarz, wykrzykujący donośnym głosem: „Węgle do samowara, węgle!”. Niemniej charakterystyczni byli kacapi w czerwonych koszulach, którzy sprzedawali lody malinowe i śmietankowe, noszone na głowie w wysokich, drewnianych kubłach. Kacap taki, gdy wchodził na podwórze, oznajmiał donośnym głosem, że ma: „Sachar mrożony!”. A wtedy z pięter zbiegała się dzieciarnia i służba. Cichym typem budzącym smutne refleksje na temat znikomości urody niewieściej były stare śmieciarki najczęściej pijaczki. Nieraz na ich twarzach można było odnaleźć ślady dawnej piękności, bo rekrutowały się zazwyczaj z prostytutek. Taka „dama” wchodząc na podwórze, również z workiem na plecach, nie anonsowała swojej bytności nikomu, lecz podążała prosto do śmietnika, z którego patykiem lub pogrzebaczem wybierała różne przedmioty.

Powyższy tekst stanowi fragment mojej książki pt. „Życie towarzyskie w XIX wieku”.

***

W albumie dziewiętnastowiecznego rysownika i satyryka Franciszka Kostrzewskiego (1826 – 1911 r.) znaleźć można zbiór postaci zatytułowany „Dręczyciele podwórzowi spokojnego lokatora warszawskiego”. Doskonale komponują się one ze wspomnieniami F. Hoesicka.

***

Nieco inaczej na podwórka patrzyły dzieci, dla których występujące na nich osoby były nie lada atrakcją. Tak zapamiętał jedno z nich Bronisław Kopczyński (ur. w 1882 r.).

„Przez szyby obserwowałem przeróżne typy, których ówczesne warszawskie podwórko miało całe zastępy. Nie było godziny, ażeby nie działy się jakieś dziwy. To teatr marionetek z parawanikiem, to pajace z dywanikiem, to kataryniarz w dużym kapeluszu z zieloną papugą lub duet czeski, skrzypce z harfą. (…) Druciarze, handlarze, piaskarze ze swymi nawoływaniami wypełniali antrakty tego ciągłego spektaklu. A już oczy wychodziły mi z orbit, kiedy za oknem zjawił się pan z dużą, ciemną brodą, który, mając na wielkim kiju przymocowane dwie obręcze, zawieszone kolorowymi klateczkami z żółtymi kanarkami wewnątrz, wygwizdywał przeróżne ptasie melodie. (…) Nie było godziny, żeby i u drzwi nie alarmował prymitywny dzwonek lub pukanie domokrążców, którzy od mieszkania do mieszkania wędrowali z zapasami swych towarów. Starozakonna nafciarka o żółtej twarzy, w jaskrawo kolorowym czepku na peruce, z dużą bańką, rozprzedająca na kwarty naftę. (…) Albo gruby Żyd z przewieszonymi przez ramię szklanymi balonami w słomie (…) – sprzedawca atramentu, którym napełniał podstawiane kałamarze. Był i piekarz z wielkim koszem, przymocowanym szelkami na plecach, roznoszący świeże pieczywo – i tylu innych!…”

(w: B. Kopczyński „Przy lampce naftowej” Warszawa 1959, str. 22 – 24)

***

Poniżej obraz Henryka Pillati’ego ze zbiorów Muzeum Narodowego w Warszawie. Nic nie jest białe i nic nie jest czarne. Ktoś chce spać. Ktoś inny chce jeść. Poniżej starający się zarobić na życie ojciec z małym chłopczykiem.

Poniżej bywalczyni dawnych podwórek – gałganiarka. Kolejne słowo, które wyszło już z użycia.

***

Dawne podwórka w XIX w. kataryniarze blog historia blog historyczny.