Marszałek Piłsudski i siły nadprzyrodzone
Poniższy tekst został napisany przez p. Iwonę Kienzler, autorkę licznych książek historycznych.
Nie wszyscy wiedzą, że Józef Piłsudski, choć miał opinię realisty trzeźwo patrzącego na świat, miał niemałą słabość do spirytyzmu, okultyzmu i spraw związanych z metafizyką. Częstymi gośćmi w Belwederze lub w Sulejówku byli różnej maści spirytyści i jasnowidze, ze słynnym Ossowieckim[1] na czele. Sam Marszałek był święcie przekonany, iż ludzkie życie podlega działaniu tajemniczych sił nadprzyrodzonych. Śledząc uważnie losy Marszałka musimy stwierdzić, iż takie przekonania musiały w nim wyrobić jego osobiste doświadczenia, bowiem o istnieniu tych tajemnych sił miał okazję przekonać się na własnej skórze.
Już od urodzenia wzrastał w poczuciu własnej wyjątkowości, które wyrabiała w nim jego matka, Maria z Billewiczów Piłsudska. Pewna stara ciotka, mieszkająca w domu jego rodziców mawiała o nim w zachwycie „Nasz Ziuczek-wyrocznia”. Nawiasem mówiąc, w okolicy, w której wychował się Piłsudski była bardzo popularna legenda dotycząca Napoleona, której miejscowa ludność dopisała ciąg dalszy nawiązując do Marszałka. Otóż mawiano, że cesarz idąc na Moskwę, zatrzymał się wraz ze swym wojskiem w okolicach Powiewiórki, nieopodal Zułowa, by na okolicznych wzgórzach obserwować okolicę i sprawdzić prawdziwość pogłosek, głoszących jakoby w pobliżu gromadziły się oddziały wojsk rosyjskich. Ponoć wzrok wielkiego wodza, silny i przenikliwi, pozostał tam na stałe, od czasu do czasu manifestując się w formie błędnych ogników. Jednak ku zdziwieniu mieszkańców w roku 1867, w którym jak wiemy urodził się Józef Piłsudski, ogniki przestały się pojawiać. Później uznano, że najwidoczniej znalazły nowe wcielenie, tym razem w oczach innego wodza, Marszałka…
Ale przyszły Naczelnik Państwa Polskiego miał znacznie bardziej spektakularne doświadczenia związane z działaniem sił tajemnych, niż ludowe bajanie o jakiś ognikach. Po raz pierwszy siły nadprzyrodzone dały o sobie znać, kiedy przebywał na Syberii, zesłany tam na skutek zamieszania w zamach na życie cara. Cały pobyt młodego Piłsudskiego na zesłaniu uległ z biegiem czasu pewnemu zmitologizowaniu, by można go było dopasować do tworzonej legendy Marszałka. Zaprzysięgli zwolennicy Józefa Piłsudskiego do dziś dnia przedstawiają ten czas jako twardą szkołę życia, pełen wyrzeczeń i zadumy nad Polską. Młodzieniec w tym ujęciu przedstawiany jest często jako towarzysz cierpiący wraz z najdostojniejszymi polskimi męczennikami, byłymi powstańcami styczniowymi, a często nawet jako osoba związana z zesłanymi na Syberię członkami pierwszej polskiej partii robotniczej. Zgodnie z tak kreowanym mitem, po powrocie z zesłania Piłsudski zmienił się nie do poznania: z młodego, aczkolwiek pełnego ideałów chłopca, stał się dojrzałym politykiem, dążący do realizacji stawianych przed nim celów za pomocą najefektywniejszych metod i środków.
Nic bardziej mylnego. Faktycznie pięć lat spędzonych na zesłaniu musiało zmienić chłopca w mężczyznę, ale samo zesłanie nie było katorgą pełną cierpień i wyrzeczeń, spędzoną w otoczeniu byłych spiskowców. Prawdę mówiąc, Ziuk pędził na Syberii dość leniwy żywot, wypełniony lekturą, spacerami i kontaktem z przyrodą, podczas licznych polowań czy wypraw wędkarskich, a czasem nawet się nudził, o czym wiemy z zachowanych listów jego autorstwa. Co prawda klimat go nie rozpieszczał; w Kiereńsku, gdzie początkowo odbywał karę, zimą, która utrzymywała się tu aż osiem miesięcy, mróz dochodził do minus 40 stopni, noc trwała 20 godzin na dobę, ale zesłaniec nie miał obowiązku pracy, co więcej otrzymywał od państwa 10 rubli miesięcznie na utrzymanie. Później mógł nawet sobie dorabiać, pracując trochę jako korepetytor dzieci zesłańców czy jako pisarz kancelaryjny.
I właśnie na Syberii doświadczył bodaj po raz pierwszy w życiu czegoś zupełnie niewytłumaczalnego, o czym z lubością opowiadał w późniejszych czasach swoim przyjaciołom i znajomym. Jest to wydarzenie dość nieprawdopodobne, ocierające się o mistykę i działalność sił nadprzyrodzonych, ale, co wyraźnie podkreślają biografowie i historycy, Piłsudski nigdy nie miał skłonności do konfabulacji faktów dotyczących jego osoby, więc ten epizod musiał rzeczywiście się wydarzyć. Otóż pewnego dnia spotkał starą Cygankę, zajmującą się wróżeniem z kart i dłoni, i poprosił ją, aby przepowiedziała mu przyszłość. Kobieta zanim rozłożyła karty, długo przyglądała się z uwagą młodemu Piłsudskiemu, po czym ujęła jego dłoń i po krótkich oględzinach, przerażona krzyknęła: „Carom budiesz!”, po czym w panice uciekła, nie prosząc nawet o należną zapłatę…
Po raz drugi siły tajemne dały o sobie znać w 1918, kiedy Piłsudski był internowany w twierdzy w Magdeburgu. W tym czasie skomplikowało się także jego życie osobiste. Jego ówczesna partnerka Aleksandra Szczerbińska spodziewała się dziecka. Przyszła matka była w dość zaawansowanym wieku, jak na pierworódkę, miała bowiem już trzydzieści pięć lat. Piłsudski musiał mieć świadomość, że wiążę się to z niebezpieczeństwem niedonoszenia ciąży, jak również z komplikacjami przy porodzie. Zapewne bardzo przeżywał rozstanie oraz codziennie niepokoił się o ukochaną i ich wspólne dziecko. Sytuacji nie ułatwiał brak wiadomości, bowiem władze austriackie przechwytywały wszelkie listy przychodzące z kraju.
Na szczęście wszystko obyło się bez komplikacji i Aleksandra 7 lutego 1918 roku, powiła zdrową dziewczynkę – Wandę. Piłsudski nie mógł wiedzieć o narodzinach dziecka, bowiem telegram informujący go o tym radosnym wydarzeniu został przetrzymany przez Niemców i ojciec otrzymał go dopiero po kilku tygodniach, najprawdopodobniej w połowie marca. I właśnie z narodzinami córki wiążę się kolejny „paranormalny” epizod z życia Marszałka. Otóż w nocy z 7 na 8 lutego, Piłsudskiemu przyśniła się Aleksandra, a w tle słyszał kwilenie niemowlęcia. Bezzwłocznie po przebudzeniu, przekonany, że ten sen wiązał się z jakimś przekazem telepatycznym, zapisał datę, tożsamą z datą urodzin jego córeczki…
Również i sama Aleksandra, doświadczyła działania sił tajemnych. Jako działaczka niepodległościowa zaangażowała się w działalność przeciwko zaborcy i, jak wiele innych działaczy patriotycznych, została aresztowana. W 1907 roku Szczerbińską przypadkiem aresztowano w domu jednego z członków partii, młodego studenta. Na nic zdały się tłumaczenia, że jest tylko nauczycielką francuskiego, która przyszła właśnie udzielić kolejnych lekcji właścicielowi mieszkania — podejrzana kobieta została przesłuchana na miejscu, a następnie odprowadzona do aresztu na Daniłłowiczowską, gdzie przetrzymywano ją w skandalicznych warunkach, razem z pospolitymi przestępczyniami – złodziejkami i prostytutkami.
Po trzech tygodniach więzienia, Aleksandrę przewieziono na Pawiak, gdzie miała przebywać aż do rozprawy sądowej. W celi, do której trafiła, panowały o wiele lepsze warunki, niż na Daniłłowiczowej: cele były kilkuosobowe, wyposażone w stół, krzesła oraz składane łóżko. Więźniarki miały prawo do półgodzinnego spaceru, jak również dostarczano im prasę i książki. Towarzyszki Szczerbińskiej, bardziej obeznane w sankcjach prawnych grożących wówczas za działalność patriotyczną, były przekonane, że Olę czeka przynajmniej pięć lat katorgi. Jak miało się okazać, myliły się bardzo, o czym przekonały się … za sprawą sił nadprzyrodzonych.
Jedna z uwięzionych kobiet, studentka konserwatorium, interesowała się modnym wówczas spirytyzmem i urządzała w celi seanse z wirującym stolikiem i tzw. pismem automatycznym[2], które stały się prawdziwym przebojem długich, zimowych więziennych wieczorów. Podczas jednego z seansów otrzymano wiadomość z zaświatów, skierowaną bezpośrednio do Aleksandry, następującej treści: „Olu, będziesz zwolniona za miesiąc od dzisiaj. Jan Celiński”. Okazało się, że ów tajemniczy Celiński był więźniem i umarł w celi, w której przebywała Szczerbińska.
Racjonalnie myśląca Aleksandra, której silną w dzieciństwie wiarę w Boga, znacząco podkopały dzieła socjalistów i Nietschego, zbyła ten incydent wzruszeniem ramion, nie wierząc w spełnienie obietnicy bytu z zaświatów. Jednak w miarę upływu czasu, trzeźwo patrząca na świat kobieta, zaczęła nabierać dziwnej, zupełnie irracjonalnej pewności, że tym razem przepowiednia się spełni. Mijał bowiem dzień za dniem, a jej nie wzywano na przesłuchania, nie wyznaczono żadnego terminu procesu… I rzeczywiście, rankiem dokładnie w dniu przewidzianym w trakcie pamiętnego seansu, do drzwi celi Aleksandry zapukał strażnik, nakazał się jej bezzwłocznie ubrać i zaprowadził do naczelnika więzienia, który oznajmił zdumionej kobiecie, że jest wolna…
Okazało się, że student, w którego mieszkaniu ją zatrzymano, okazał wyjątkowy hart ducha, nie załamując się podczas przesłuchań i nie wydał nikogo. O magazynach broni, którymi zawiadywała Aleksandra nic nie wiedziano, aczkolwiek istniały przypuszczenia, że takowe istnieją. Wobec braku dowodów Szczerbińską zwolniono.
Jednak raz Piłsudski poczuł się urażony sugestią, iż jego losami może kierować przeznaczenie. Stało się tak krótko po spektakularnym zwycięstwie w bitwie warszawskiej. Aleksandra Piłsudska wspomina, iż kiedy wróciła wraz z dziećmi do Warszawy, czekał na nią co prawda zwycięski wódz, ale także zawiedziony człowiek. Pokazał jej kartkę, którą ktoś w czasie jego nieobecności położył mu na biurku w gabinecie, na której widniał napis: „Gwiazdy mówią, że 15-go będzie zwycięstwo”. Ziuk nie krył swego oburzenia, mówiąc: „Ja tyle włożyłem pracy mózgu w moje koncepcje, w swój plan, tyle musiałem zwalczyć przeszkód, aby wprowadzić je w życie, a okazuje się, że we wszystkim nie było nic mego. Wszystko zrobiły gwiazdy”. Dość dziwnie brzmi to twierdzenie w ustach człowieka, wierzącego w działanie sił nadprzyrodzonych, który zawsze powtarzał, że kilkakrotnie przekonał się osobiście o istnieniu zjawisk paranormalnych. Najwidoczniej uważał, że także i one powinny działać zgodnie z jego wskazówkami…
Powyższą historię, jak również inne ciekawe fakty z życia Józefa Piłsudskiego oraz kobiet, którym przyszło dzielić z nim jego życie, znajdą Państwo w książce autorstwa Iwony Kienzler „KOBIETY W ŻYCIU MARSZAŁKA PIŁSUDSKIEGO”, wydanej nakładem wydawnictwa Bellona. Serdecznie zapraszamy do lektury!
Przypisy:
[1] Stefan Ossowiecki (22.08.1877 – 5.08.1944) – z wykształcenia inżynier, z powołania i z wyboru jasnowidz i telepata, zajmujący się zjawiskami paranormalnymi, bardzo popularny w Polsce międzywojennej. W organizowanych przez niego seansach, obok Piłsudskiego, uczestniczyli też Ignacy Paderewski, Karol Szymanowski, Juliusz Osterwa i Kazimierz Sosnkowski.
[2] Pismo automatyczne, zwane także ideogramem lub psychografią to zjawisko paranormalne, będące formą przekazu pozazmysłowego pochodzącego z zaświatów, w której medium po wejściu w trans na piśmie przekazuje przesłanie otrzymywane od istoty duchowej. Współczesna nauka nie uznaje tego zjawiska, które jest do dziś często wykorzystywane przez spirytystów, czy ezoteryków.