Życie codzienne początku XX w. na obrazach Williama Paxtona
Chciałabym przedstawić Państwu prace amerykańskiego malarza Williama Paxtona (1869 – 1941 r.). Artystę tego należy uznać za słabo znanego w naszym kraju, o czym świadczy brak jakichkolwiek wzmianek na jego temat w polskojęzycznym internecie. Gdy oglądam jego obrazy, przychodzi mi na myśl tylko jedno słowo – cisza. W poszukiwaniu jego obrazów przegląłam zbiory on line muzeów w: Nowym Jorku, Waszyngtonie, Bostonie…, dzięki czemu udało się stworzyć małą kolekcję tych najbardziej urzekających.
Poniżej obraz z 1909 r. ze zbiorów Muzeum Sztuki w Nowym Jorku.
Robienie gościom kawy i herbaty, podawanie maślanych bułeczek i innych słodyczy, było jednym z nielicznych zajęć fizycznych dozwolonych kobietom z wyższych sfer. W tym zakresie mogły one wyręczać służące.
Poniżej obraz z 1910 r. pt. „Pokojówka” ze zbiorów Narodowej Galerii Sztuki w Waszyngtonie. Motyw służących czytających książki, jedzących słodycze, śpiących (czyli zbijających bąki) pod nieobecność swoich chlebodawców dość często pojawiał się w malarstwie XIX w.
Poniżej obraz ze zbiorów Muzeum Sztuk Pięknych w Bostonie. Jest on o tyle ciekawy, że przedstawia kobietę w stroju domowym. To spora odmiana, albowiem na większości obrazów i fotografii możemy oglądać nasze prababki w strojach wizytowych, balowych, spacerowych… Prezentowana kobieta bez wątpienia interesuje się sztuką Dalekiego Wschodu, o czym świadczy orientalny parawan, figurka i wzór na tunice.
Poniżej obraz z Muzeum Sztuki w Indianapolis pt. „Zamiatająca dziewczyna”. I znów ta cisza, jak na obrazach Jana Vermeera.
Poniżej obraz pt. „Sznur pereł” (prywatna kolekcja)
Poniżej obraz pt. „Śniadanie” (nieznane miejsce przechowywania). W XIX w. wielu mężczyzn wymagało od kobiet „światowego wychowania”, tj. umiejętności gry na fortepianie, znajomości języka francuskiego, literatury pięknej… W efekcie wiele kobiet żyjących w świecie „wyższych wartości” tj. balów, teatrów, powieści nie miało pojęcia o prawdziwym życiu. Pięknie ubrane kwitły na salonach, usychały jednak poza nimi. Po fascynacji z okresu narzeczeństwa i miesiącu miodowym przychodził czas na pierwsze rozczarowania. Oto mąż odkrywał, że nie ma o czym rozmawiać ze swoją żoną. Nie była ona przygotowana na to, by konwersować w sprawach polityki, ekonomii, pracy zawodowej małżonka. Nie dziwmy się więc, że w XIX w. wymyślono coś takiego jak resursy zwane też męskimi klubami. Panowie mogli się spotykać w nich we własnym gronie, rozmawiać o pracy zawodowej, polityce, opowiadać „tłuste” dowcipy (jak mawiano) i odpoczywać od obecności pań. Tytuł poniższego obrazu to „Śniadanie”. Mnie nasuwa się inny – „I o czym tu rozmawiać?”.
Kliknij, aby powiększyć.
Poniżej obraz pt. „Sylwia” (Muzeum Sztuk Pięknych w Ohio, USA, The Butler Institute of American Art)