Kąpiele i plażowanie w XIX w. na dawnych obrazach
W XIX w. latem chętnie wybierano się nad wodę. W wielu przypadkach jednak nie po to, by pływać, ale by spacerować, czytać książki, obserwować innych i rozmawiać… Zdarzali się też amatorzy kąpieli, ich liczba była jednak zdecydowanie mniejsza niż dziś. O ile w małych miasteczkach, czy też w ziemskich majątkach wchodzenie do wody dla rozrywki nikogo nie dziwiło, o tyle w dużych miastach, gdzie życie towarzyskie było nader sformalizowane, rodziło zastrzeżenia. Praktykowane było przede wszystkim przez przedstawicieli niższych warstw. Osoby z wielkiego świata miewały obiekcje. Doskonale widać to na dawnych obrazach i fotografiach.
Poniżej obraz Charlesa Nichollsa (1831 – 1903 r.) pt. „Flirt na plaży” (ze zbiorów Scarborough Art Gallery). Proponuję zwrócić uwagę na stojące na drugim planie po lewej stronie tzw. wozy kąpielowe. Będzie o nich jeszcze poniżej.
Poniżej obraz Charlesa Nichollsa z 1867 r. (Scarborough Art Gallery).
Poniżej obraz Charlesa Nichollsa z 1866 r. (Dover Collections).
Poniżej kolejny obraz tego samego artysty.
Poniżej obraz z 1887 r. Alexandra Rossi pt. „Na brzegach Bognor Regis”.
Poniżej obraz Alexandra Rosii pt. „List miłosny” (nieznane miejsce przechowywania).
Poniżej 2 fragmenty obrazu Williama Powella Fritha z 1854 r. pt. „Piaski Ramsgate”.
Wiele dam targały wątpliwości, czy to aby na pewno wypada pokazywać się innym bez gorsetu i sukni, a jedynie w koszuli (później w kąpielowym stroju). Co innego małe dzieci, ale nie dorosłe, poważne kobiety! Niejedna, która już zdecydowała się na ten awangardowy krok, przychodziła nad wodę ze służącą. Panna czekała na brzegu z dużym ręcznikiem lub prześcieradłem, by natychmiast po wyjściu z wody zasłonić swoją panią, wspomina Magdalena Samozwaniec w „Marii i Magdalenie”. Osoby z wyższych sfer chętnie korzystały z tak zwanych wozów kąpielowych, które miały zapewniać prywatność i chronić przed wzrokiem ciekawskich. Za pomocą koni wywożono je do wody daleko od brzegu. Poniżej ilustracja Thomasa Rowlandsona, na której zobaczyć można mężczyznę sprzedającego bilet na wóz kąpielowy.
Miejsca kąpielowe, jakie wtedy urządzano, można było podzielić na dwa rodzaje. Po pierwsze na te, które służyły czystości (latem wiele osób wolało kąpać się nad rzeką niż w łaźniach) oraz te, które służyły rozrywce. Pierwsze z nich zwano łazienkami. W „Kurierze Warszawskim” z 1862 roku czytamy, że oto otwarto „łazienki wiślane” dla amatorów kąpieli, dla mężczyzn i kobiet osobno „na dobrej wodzie”. Były to najczęściej drewniane budy jedna przy drugiej zanurzone od dołu w wodzi, częściowo bez podłogi. Kto chciał zażyć kąpieli, wchodził do osobnej kabiny. Tego typu konstrukcję opisuje Magdalena Samozwaniec w „Marii i Magdalenie”, była to „buda przedzielona na łazienki męskie i damskie. Łazienki nie posiadały większego basenu, tylko małe klitki o drewnianym dnie, przez które przepływała rzeczna woda. Woda sięgała zaledwie do piersi, tak że o pływaniu nie było mowy. Mimo to Mama, w długich granatowych majtasach i długim kaftanie przepasanym paskiem, schodząc po schodkach do wody, na wszelki wypadek robiła zawsze znak krzyża świętego.” W jeszcze innym numerze „Kuriera Warszawskiego” z 1862 roku czytamy o 3 miejscach do letnich kąpieli na Wiśle, gdzie dla zainteresowanych przewidziano „omnibus wielki z prysznicem”, „łazienki koszowe dla dam”, „osobowe dla dam prysznice” i jeszcze „omnibus z gabinetami dla mężczyzn”.
Obok łazienek na wodzie działały oczywiście publiczne łaźnie. Niektóre miały nieco wyższy standard, posiadały osobne gabinety z wannami oraz dodatkowe usługi, według życzeń klienta. Obraz zakresu usług serwowanych w takich miejscach daje nam rachunek publikowany na łamach pisma „Bocian” z 1900 r.:
- wanna – 1,60 korony,
- mydło – 0,10 korony,
- 2 jajka do mycia głowy – 0,20 korony,
- złamana sprężyna w otomance – 2 korony,
- 2 kanapki z kawiorem – 1 korna,
- 2 koniaki – 2 korony,
-1 usługa – 5 koron.
Jak już wyżej wspominano, obok łazienek działały także kąpieliska w dzisiejszym rozumieniu tego słowa. Z odwiedzającymi je było niemało problemów, bywali głośni, czasami wchodzili do wody bez ubrań i wyprawiali inne ekscesy, przez co siali zgorszenie wśród spacerowiczów. Aby opanować ten żywioł, uchwalano przepisy porządkowe. W 1850 roku Rada Miasta wydała obwieszczenie, w którym stwierdziła, że na terenie Krakowa tworzy się trzy miejsca kąpielowe, dwa dla mężczyzn i jedno dla kobiet (naprzeciw „pałacu Podwsiańskiego pod topolami”). Punkty te zostały oznaczone stosownymi tablicami i chorągiewkami. Jednocześnie zakazano obywatelom miasta kąpania się poza miejscami wyznaczonymi, tak by nie gorszyć przechodniów. Dwadzieścia cztery lata później w Krakowie kwestię publicznych kąpieli uregulowano w „Regulaminie utrzymania czystości i porządku dla stoł. król. miasta Krakowa” z 1884 roku. Ta forma rozrywki dozwolona była wyłącznie w miejscach do tego wyznaczonych i oznakowanych tablicami nad brzegiem Wisły. Dla zachowania przyzwoitości przewidziano osobne miejsca dla każdej z płci i zabroniono kąpieli bez ubrań. Do niesienia pomocy tonącym i przestrzegania porządku powołani zostali rybacy, „do których wskazówek publiczność stosować się winna”.
Inne miejsce to jest kąpielisko w Świnoujściu z przełomu XIX i XX wieku wspomina w swej książce M. Samozwaniec. Jak wynika z relacji autorki, podzielone było ono na 3 części: dla dam, dla mężczyzn i dla osób z dziećmi:
„Mama brzydząca się mężczyznami (poza własnym mężem), chodziła z dziewczynkami do damskich łazienek. Madzia i Lilka, niczym więźniarki w obozie karnym, rozmawiały z Ojcem, wujami i kuzynami przez szpary w drewnianym płocie, który odgradzał płeć piękną od niebezpiecznej. W sumie wszyscy razem mogli być śmiało uważani za „płeć brzydką”, do czego przyczyniały się ówczesne kąpielowe stroje, odznaczające się horrendalną brzydotą i brakiem smaku.”