Fotografia teatralna w zbiorach Muzeum (królowej) Wiktorii i Alberta w Londynie. Cudowny wehikuł czasu
Na dziewiętnastowiecznych zdjęciach wykonywanych w fotograficznym atelier oglądamy zazwyczaj naszych przodków w pozach reprezentacyjnych: sztywnych, bez uśmiechu i o twarzach bez wyrazu. Taka była moda, każdy na fotografii chciał wypaść dostojnie (czytaj śmiertelnie poważnie). W zbiorach Biblioteki Jagiellońskiej znajduje się pokaźna kolekcja listów, które w drugiej połowie XIX w. klienci wysyłali do zakładu fotograficznego Walerego Rzewuskiego w Krakowie. A w nich nawet prośby, by zlikwidować uśmiech metodą retuszu:
„u siebie zaś proszę o zmniejszenie uśmiechu i twarz też cokolwiek za pełna” (tom 4, karta 60).
Z tego też powodu fotografia teatralna jest tak ciekawa. Możemy oglądać na niej naszych przodków w bardziej naturalnych pozach i warunkach: w łóżku, leżących na podłodze, klęczących, targanych emocjami, zrozpaczonych… Jednym słowem, zdjęcia, które chciałabym pokazać Państwu, tętnią życiem. – Prawdziwy wehikuł czasu przenoszący nas do XIX w.
***
Wszystkie prezentowane poniżej fotografie pochodzą ze zbiorów muzeum królowej Wiktorii i Alberta w Londynie. Ponad 2500 przejrzanych zdjęć, by wybrać dla Państwa te najciekawsze.
***
Pierwszy rodzaj fotografii miał charakter dokumentacyjny i przedstawiał aktorów na scenie podczas gry. Na jej podstawie wykonywano następnie drzeworyty do gazet, a pod koniec XIX w. także fotografie drukowane. Na zdjęciu poniżej proponuję zwrócić uwagę na wannę na drugim planie.
Kliknij, aby powiększyć.
Kliknij, aby powiększyć.
***
W XIX w. zainteresowanie teatrem było zdecydowanie większe niż dziś. W księgarniach można było kupić zdjęcia ze sztuk, a także te z aktorami. Kolekcjonowano je, zbierano autografy. Poniżej prawdziwy rarytas kolekcjonera – zdjęcie z całą gamą podpisów. Gdyby dziś wróciły te czasy, jakże piękne byłoby życie aktorów.
***
Kolejnym rodzajem fotografii teatralnej była ta, na której aktorzy prezentowali się w strojach ze sztuk, a czasem nawet przybierali charakterystyczne pozy. Sprzedawano je następnie w księgarniach i zakładach fotograficznych. Byli tacy, którzy zajmowali się ich kolekcjonowaniem. Miało ono nie raz podtekst emocjonalny. Zdarzało się, że panowie podkochiwali się w aktorkach – kobietach wyzwolonych, występujących w odważnych scenicznych strojach odsłaniających to i owo. Zresztą nie tylko w aktorkach. Ferdynand Hoesick wspomina, że po jednym z koncertów zakochał się w pianistce Menter – Popper. Jak pisze:
“tak dalece, że sobie nawet kupiłem jej fotografię, ażeby ją posiadać przynajmniej w albumie…”.
Ten sam autor opisuje nieco dalej kolegę ze szkoły Antoniego Mieszkowskiego, który posiadał w domu ogromny zbiór fotografii aktorów i aktorek z Teatru Rozmaitości, zwłaszcza mnóstwo fotografii Marii Wisnowskiej, opatrzonych własnoręcznymi podpisami i wyrazami sympatii.
(F. Hoesick “Powieść mojego życia” T.I., Wrocław – Kraków 1959 r., s. 216)
(F. Hoesick “Powieść mojego życia” T.I., Wrocław – Kraków 1959 r., s. 282)
Zainteresowanych rodzajami fotografii teatralnej w XIX w. zapraszam do poniższego mojego wpisu.
https://www.lisak.net.pl/blog/?p=21368
Fotografie przeznaczone do sprzedaży były często podpisane drukowanym imieniem i nazwiskiem aktora, czasami też zawierają autograf. Poniżej zdjęcie „Madame Modjeska”, czyli Heleny Modrzejewskiej z własnoręczną dedykacją w języku angielskim „szczerze twoja” i podpisem „Helena Modjeska”.
Na kolejnej fotografii widzimy służącą z miotełką, co nie zmienia postaci rzeczy, że ma na sobie gorset. W dziewiętnastowiecznym teatrze nie raz był problem z prawidłowym charakteryzowaniem postaci i ubieraniem w stroje zgodnie z prawdą, albowiem aktorki nie potrafiły rozstać się z takimi atrybutami współczesnej im mody jak gorset czy krynolina.
A oto kolejny dowód – aktorka w męskim stroju, ale w gorsecie.
I może jeszcze cyganka w gorsecie.
Podobny problem co z gorsetem, występował z krynoliną nadającą spódnicy kształt dzwonu. Autor tekstu publikowanego na łamach „Magazynu Mód i Nowości Dotyczących Gospodarstwa Domowego” z 1861 r. (nr 8) zauważał, że w Wilnie widzowie teatru wciąż muszą patrzeć na „krynolinomanię sceniczną” (jak to określił), co doprowadzało do profanowania prawdy historycznej.
Podobny problem istniał we Francji, za co postanowiła zabrać się dyrekcja Teatru Wielkiej Opery w Paryżu. Na łamach „Kuriera Warszawskiego” z 1864 (nr 185) przeczytać możemy.
Jedne panie nie mogły rozstać się z gorsetem czy krynoliną, a inne z drogą biżuterią. W końcu na scenie dobrze było błyszczeć (dosłownie i w przenośni). Poniżej informacja z krakowskiego „Czasu” z 1885 r. (nr 19).
***
Poniżej Żyd handlujący na ulicy.
***
„Wciąż jeszcze byliśmy dobrzy tylko do rozrywki, a nie do poważnego współżycia społecznego i towarzyskiego. Tylko nieliczni (…), cieszyli się równouprawnieniem z lekarzami, sędziami, profesorami i ich sferą. (…) W stolicy, na przykład, czołowi aktorzy mieli wstęp na tak zwane salony tylko na część artystyczną zebrań towarzyskich. Wyrecytowali swój program, wypili z gospodarzem lampkę wina, pogwarzyli chwilę, po czym – dyskretnie wziąwszy honorarium – ulatniali się po angielsku, by nie krępować swą obecnością wyższej socjety.”
Ludwik Solski „Wspomnienia”, Kraków 1961 r., str. 102
***
Zainteresowanych tematyką teatru i życiem aktorów w XIX w. zapraszam do poniższych moich wpisów:
https://www.lisak.net.pl/blog/?p=17387
https://www.lisak.net.pl/blog/?p=4903
https://www.lisak.net.pl/blog/?p=21368