Życie towarzyskie Zakopanego w XIX w.

W XIX w., w czasach bez telewizora i internetu, ludziom bliżej było do siebie. W mieście, takim jak choćby Kraków, znali się wszyscy w obrębie swojej sfery. Spotykano się na balach gromadzących nawet czterysta osób, na herbatkach, wieczorkach tańcujących… Tę łatwość nawiązywania kontaktów przywożono następnie do Zakopanego. Gdy deszcz padał i padał, a zabłocone ulice nie pozwalały przez kilka dni na spacery, bezczynność doskwierała w dwójnasób. Cztery trzeszczące na wietrze ściany góralskiej chałupy zaczynały przytłaczać. Gdzieś trzeba było wyjść, spotkać się z innymi, by rozmową zabić nudę i ponarzekać na aurę. Jak wspomina Wacław Anczyc, początkowo brakowało „jakiegoś lokalu w Zakopanem, gdzie by w dnie słotne, tak tutaj częste, można było się zebrać, pogadać i przejrzeć gazety” . W konsekwencji w 1874 r. Towarzystwo Tatrzańskie urządziło w domu ­Józefa Krzeptowskiego kasyno. Był to pierwszy punkt zborny letników. Wokół budynku pod daszkiem ustawiono ławy do siedzenia, co „sprzyjało niemało gawędzie”. Walery Eljasz-Radzikowski wspomina, że: „Jeżeli pora ładna, to w lipcu i sierpniu gości bywa dużo, nietrudno spotkać grono ludzi tu i ówdzie gwarzące swobodnie, a wśród nich łatwo o znajomości: jeśli zresztą z dalekich kto stron Polski, prędko z nieznanymi do znajomości przychodzi. Właśnie w Zakopanem pobyt odznacza się swobodą, nie ma koterii, a dla pokonania form etykiety łącznik się zawsze tu znajdzie” .
W XIX w. mianem „kasyn” określano kluby towarzyskie, które mog­ły mieć charakter zamknięty (elitarny), z przeznaczeniem tylko dla ich członków (np. prawników czy lekarzy), lub otwarty. W wielu po pracy spotykali się panowie z określonej grupy zawodowej, by w dymie cygar rozmawiać o wszystkim i o niczym, opowiadać „tłuste” dowcipy, jak wtedy mawiano, grać w karty lub w szachy. 
Kasyno powstałe w Zakopanem miało charakter demokratyczny, jak wtedy mawiano. Korzystać z niego mógł każdy, bez względu na płeć i status społeczny.
Izby w domu Krzeptowskiego bardzo szybko okazały się za małe. W konsekwencji w 1875 r. kasyno przeniesiono do bardziej komfortowych pomieszczeń, tj. do domu Jana Gąsienicy-Staszeczka u zbiegu Krupówek i Nowotarskiej, gdzie później wybudowano Hotel pod Gewontem. Krótki przewodnik do Zakopanego i po Tatrach Wawrzyńca Sutora donosił w 1878 r., że w miejscu tym znajdowała się obszerna sala do tańczenia, z dwoma przybocznymi pokojami. Można tam było przejrzeć kilkanaście pism periodycznych, pograć w bilard i inne gry towarzyskie. Znajdowały się tam także różne przyrządy do wypożyczenia na wycieczki takie jak: lunety, sznury, damskie siodła.
Nie była to ostatnia siedziba urządzonego naprędce kasyna. W 1882 r. Towarzystwo Tatrzańskie oddało do użytku drewniany piętrowy budynek nazwany Dworem Tatrzańskim lub Dworcem Tatrzańskim. Ta druga, nieco myląca nazwa wzięła się od rosyjskiego słowa „dworiec”, oznaczającego właśnie „dwór”. I tam po raz kolejny przeniesiono klub. Jak wynika z opisu Walerego Eljasza-Radzikowskiego, znajdowała się tam przepiękna wielka sala z czytelnią, która służyła jako miejsce spotkań, odczytów, a także „zabaw tańcujących”. W kasynie było biuro Towarzystwa Tatrzańskiego, pokój dla pań i panów i kilka pokoi gościnnych, w których z uwagi na hałas nie dało się spać . Działała też restauracja z werandą, gdzie gromadził się wielki świat. Spotykali się tam przedstawiciele sztuki i nauki „znęceni możnością pogawędki w gronie znajomych”. Można tam było spotkać Tytusa Chałubińskiego, Henryka Sienkiewicza, księdza Józefa Stolarczyka, Adama Asnyka, Walerego Eljasza-Radzikowskiego. Najweselej jednak bywało przy stoliku, przy którym siadywał pełen humoru Władysław Anczyc, sypiący dowcipami jak z rękawa. Pierwszym dzierżawcą i restauratorem kasyna w Dworze Tatrzańskim był sprytny wójt Józef Sieczka, który ukończył kilka klas gimnazjum w Wadowicach, uchodził więc za człowieka uczonego jak na tamte czasy. Był to jeden z lepszych lokali gastronomicznych w Zakopanem, choć oczywiście nie mogło się obejść bez regionalnych osobliwości. Sieczka, który osobiście przynosił potrawy do stołów, miał dość niecodzienny nawyk, a mianowicie podczas podawania talerza palec miał zanurzony w zupie. Wacław Anczyc, widząc, „że to już codzienny system”, nie wytrzymał i zwrócił mu grzecznie uwagę, na co otrzymał odpowiedź: „A bo jo chcę spróbować, cy zupa lo gości nie za zimno”.
Poziom usług w innych lokalach gastronomicznych był jeszcze gorszy. W prasie znaleźć można narzekania na: „jedzenie restauracyjne, na pierwotne urządzenie kuchni, niechlujność pokarmów – na niezdrowe gotowanie, które do rozpaczy doprowadza stałych konsumentów. Myśl o nikczemnym obiedzie zatruwa kompletnie dobry humor każdemu; głód dokucza – a jeść w restauracjach niepodobna. Nie umiemy wytłumaczyć powodu takiego stanu rzeczy, chyba jedno przypuścić należy: żądzę rychłego zbogacenia się kosztem zdrowia odwiedzających Zakopane” .
Czasem jednak restauracje potrafiły zaskoczyć klientów, oferując rarytas w postaci mięsa z kozicy górskiej, ale bynajmniej nie kupionej od kłusowników, jak zapewniano, ale z takiej, „co się sama zabiła”.
Niestety, drewniany budynek kasyna nie cieszył się długo świetnością, bo w styczniu 1900 roku spłonął w iście zakopiańskim stylu, to jest wśród tłumu gapiów i bezradnie biegających strażaków-ochotników. 
W 1903 r. Dworzec Tatrzański odbudowano, już jako budynek murowany. Stoi do dziś przy ulicy Krupówki 12, znajduje się w nim Oddział Tatrzański PTTK.
     W drugiej połowie XIX w. w hotelach, pensjonatach, sanatoriach i zakładach leczniczych zaczęto tworzyć infrastrukturę mającą zaspokajać potrzeby towarzyskie klienta wymagającego, a nawet roszczeniowego. Ku uciesze gości urządzano pomieszczenia, których dziś już nie znajdziemy w domach wypoczynkowych, a mianowicie sale teatralno-balowe, czytelnie, salony spotkań (zwane też bawialniami), pokoje z fortepianem, kręgielnie czy kryte deptaki do spacerów w deszczowe dni, mające postać długich werand. Były też sale bilardowe. Przewodnik Zakopane i jego okolice informuje, że w prawie każ-dym pensjonacie jest wspólna sala bawialna, w której w pewnych godzinach spotyka-ją się mieszkańcy zakładu „i gdzie zwykle stosunki towarzyskie układają się bardzo przyjemnie, projektują się wspólne wycieczki, a zabawy odbywają się wesoło” . W dodatku, jak można przeczytać dalej, w niektórych ośrodkach praktykowano je-dzenie posiłków przez „pensjonarzy” przy jednym stole, co dodatkowo miało służyć integracji.
Zdarzały się też, jak w zakładzie Andrzeja Chramca, sale do wspólnego pisania listów oraz osobne saloniki dla pań i panów. Te ostanie pomieszczenia zakładano z myślą o osobach z wyższych sfer, istniał bowiem zwyczaj, zgodnie z którym po obiedzie panowie udawali się na cygaro czy papierosa do palarni, a panie spędzały czas, plotkując przy herbatce i ciasteczkach. Powody, dla których doszło do rozwinięcia się tego zwyczaju, były dwa. Po pierwsze dobrze urodzone kobiety nie paliły papierosów, poza nielicznymi wyjątkami w postaci leciwych matron, którym z uwagi na wiek nikt nie śmiał zwracać uwagi, mogły więc patrzeć przez palce na zasady savoir-vivre’u. Po drugie różnice w edukacji sprawiały, że mężczyźni nie o wszystkim mogli rozmawiać z paniami. Tematy takie jak praca zawodowa, polityka czy ekonomia męczyły damy, które żyły w świecie „wyższych” wartości, to jest poezji, teatrów, oper i romansów. W dodatku w ich towarzystwie nie można było pozwalać sobie na frywolne rozmowy. Tak więc z opisanych powyżej powodów osobne saloniki dla pań i panów w szanujących się zakładach wypoczynkowych były wysoce wskazane.

Poniżej Zakład doktora Chramca – sala dla panów (1913 – 1916 r.). Kiedy wybuchła I wojna światowa, budynek został zarekwirowany na szpital wojskowy.

***

Powyższy tekst stanowi fragment mojej książki pt. „Sielankowanie pod Tatrami, życie codzienne i niecodzienne Zakopanego w XIX w.