Pierwsi fotografowie Krakowa – wędrowni dagerotypiści
W 1839 r. francuski mechanik Ludwik Daguerre (zwany ojcem fotografii) ogłosił metodę „malowania światłem” na metalowych płytkach zwanych od jego nazwiska dagerotypami. W tamtym czasie informacje z Francji do Polski dochodziły w ciągu około dwóch tygodni. Z tego też powodu już w „Kurierze Warszawskim” z 20.01.1839 r. (nr 19) można było przeczytać.
Jeszcze w tym samym roku (tj. 1839) odbył się w Warszawie pierwszy publiczny pokaz dagerotypów w naszym kraju (czytaj poprzedników fotografii).
Dagerotypia początkowo miała charakter hobbystyczny. Wiadomo, że w Polsce interesowały się nią osoby o takich zawodach jak: malarz, astronom, profesor fizyki… Z uwagi na długi czas naświetlania wstępnie przewidywano, że będzie ona miała zastosowanie raczej przy utrwalaniu widoków zabytków i krajobrazów niż ludzi. Ale od czegóż ludzka inwencja! W „Gazecie Krakowskiej” z 31.10.1839 r. (nr 251) czytamy, że oto niejaki Zobar z Bruxeli
„zaproponował, aby za pomocą dagerotypu zdejmowano portrety. Ponieważ światło nie dobrze by odbijało kolor ciała i włosów, przeto radzi aby pacyent biało sobie twarz pomalował a włosy upudrował, potem potrzeba głowę mocno przyśrubować do krzesła lub ściany, aby była nieruchoma.”
***
Pierwsi, którzy postanowili zarabiać na „zdejmowaniu portretów”, byli dagerotypistami wędrownymi. Chodzili od miasta do miasta, od jarmarku do jarmarku, czy też z okazji odpustu i proponowali swoje usługi. Dziś pozostały po nich ogłoszenia w gazetach – bezcenne źródło informacji na temat życia społecznego w dawnych czasach. Pierwszym znanym mi jest to zamieszczone w „Gazecie Krakowskiej” z 28.02.1843 r. Przeczytać w nim możemy:
Wędrowni przedsiębiorcy otwierali swoje prowizoryczne zakłady w hotelach lub innych wynajętych pomieszczeniach. Niejednokrotnie w reklamach nazywali je pracowniami, czego nie należy utożsamiać z zakładami fotograficznymi w dzisiejszym rozumieniu tego słowa. Tak swoje przygody ze „zdejmowaniem wizerunku” wśród stosów śmieci opisywał w 1843 r. Józef Kraszewski:
(J. Kraszewski „Wspomnienia Odessy, Jedyssanu i Budzaku” t. III, Wilno 1845 r., str. 225)
***
W 1851 r. pojawia się w Krakowie niejaki Weniger z Pragi, który zamieszcza w „Czasie” kilka sezonowych ogłoszeń. Poniżej jedno z nich z 22.03.1851 (nr 68), w którym czytamy:
***
Jak twierdzi J. Koziński, pierwszym osiadłym w Krakowie dagerotypistą był Szymon Zabieński (przyp. 2). W 1845 r. otworzył on pracownię w domu zwanym Kochanowem, natomiast w „Czasie” z 09.06.1852 r. (nr 130) informował o przeniesieniu jej na rynek. Poniższe ogłoszenie jest ciekawe także z tego powodu, że rzuca światło na charakter jego fotograficznej działalności, którą wykonywał przy okazji innych usług takich jak: restaurowanie obrazów, malowanie szyldów reklamowych, złocenie drewna, druk biletów wizytowych. Po prostu człowiek orkiestra! Świadczy to o tym, że z samego dagerotypowania wykonywanego stacjonarnie nie dało się wyżyć.
***
I oto zanosi się na nowe. W „Czasie” z 14.03.1854 r. (nr 60) znajdujemy informację o przybyłym z Wiednia (a więc znów wędrownym) Antonim Weidlu, który mieszka w hotelu Drezdeńskim i tam też wystawia swoje fotografie robione na papierze i przez to tańsze, a do tego dokładniejsze, niż dagerotypy. Oto Kraków zaczął podążać w kierunku papierowej fotografii.
Aczkolwiek należy mieć na uwadze, że przejście od dagerotypu do papieru było procesem długotrwałym. W zbiorach Windsorów Royal Collection Trust zachował się dagerotyp królowej Wiktorii z dziećmi z 1856 r. Królowie – jak wiadomo – wiodą królewskie życie i zawsze mają wszystko, co najlepsze. Skoro jeszcze w 1856 r. monarchini zdecydowała się na odbitkę na metalowej płytce, to świadczy to o tym, że nie mogła być ona przeżytkiem.
Poniżej wzmiankowany tu dagerotyp z królową Wiktorią.
Kliknij, aby powiększyć.
Poniżej ten sam dagerotyp po zamknięciu.
***
Poniżej przykłady dagerotypów. Tak jak wspominano, były one wykonywane na metalowych płytkach, a do tego nie można ich było powielać. Występowały zawsze w jednym egzemplarzu. Bardzo trwałe, odporne na światło miały jedną wadę, a mianowicie „nie znosiły” powietrza. Z tego też powodu trzeba było zabezpieczać je specjalną szybką i często przechowywane były w specjalnych klaserach.
***
Przypisy:
- Z. Harasym „Stare fotografie poradnik kolekcjonera” Warszawa 2012 r., str. 25,
- J. Koziński „Fotografia krakowska w latach 1840 – 1914”, Kraków 1978 r., str. 21).