Krótka historia antykoncepcji
Najstarszą metodą antykoncepcyjną były stosunki przerywane. Czytamy o nich już w Księdze Rodzaju Starego Testamentu, opisującej grzech Onana wylewającego swe nasienie poza ciało kobiety. Z niewiadomych przyczyn Onan przeszedł do historii nie z uwagi na stosowaną metodę antykoncepcji, ale z powodu rzekomego uprawiania masturbacji, czego jednak nie potwierdza Biblia. Ta praktyka zapobiegania poczęciom, za pośrednictwem Biblii jak i w wyniku własnych doświadczeń przekazywanych z ojca na syna przetrwała do dzisiaj.
Drugim pod względem skuteczności sposobem zapobiegania niechcianym urodzeniom były środki poronne. Powszechnie praktykowano też mechaniczne sposoby spędzania płodu, czyli aborcję. Metoda ta znana była od czasów najdawniejszych i w zależności od kultur oraz epok podchodzono do niej z akceptacją bądź też traktowano ją jako ciężkie przewinienie przeciwko prawu. Negatywne zdanie na temat takich praktyk miał Hipokrates, w przysiędze lekarza znalazł się zwrot „podobnie nie podam kobiecie czopka spędzającego płód”. Pierwsza historyczna wzmianka o zastosowaniu sankcji za dopuszczanie się aborcji pochodzi z II wieku naszej ery. Prawo rzymskie przewidywało kary dla kobiet, które zdecydowały się usunąć ciążę bez zgody męża, przez co narażały go na szkodę. Spędzaniem płodów trudniły się wszelkiej maści babki i znachorki. Poziom higieny i wiedzy był tak niski, że nieraz razem z płodem umierała kobieta. Jak wynika z relacji kobiet starszych, jeszcze w latach siedemdziesiątych ubiegłego stulecia w ten sposób radzono sobie z niechcianymi ciążami. Kobiety przez całe swoje życie potrafiły dokonywać nawet kilkunastu aborcji.
Innym sposobem radzenia sobie z tym delikatnym problemem było porzucanie dzieci, ich zabijanie bądź oddawanie do przytułków. Nie raz grzechu porzucenia dopuszczały się osoby z tzw. dobrych domów. Gdy panienka zachodziła w ciąże, sprawę należało jakoś zatuszować, by uniknąć skandalu. Około czwartego – piątego miesiąca wywożono ją więc z domu – zgodnie z oficjalną wersją „do rodziny na wieś” lub do „wód dla poratowania zdrowia”. A tak naprawdę do domu akuszerki, gdzie mogła w ukryciu urodzić dziecko i dyskretnie pozbyć się problemu. W dziwiętnastowiecznych gazetach nie raz można przeczytać, że akuszerki polecają swe usługi, zapewniając przy tym dyskrecję i oddanie dziecka w dobre ręce. Ile dzieci w takich przypadkach trafiało faktycznie w „dobre ręce”, a ile do przytułków, na wieki pozostanie tajemnicą.
Obok wymienionych powyżej metod regulowania przyrostu naturalnego należy wymienić jeszcze sposoby łączące w sobie elementy magii, guseł i zabobonu. Czyli np. zioła, amulety, zaklęcia, wywary… W Polsce przedrozbiorowej zdarzało się, że kobiety kładły pod siebie palce (leżąc czy siedząc), dzięki czemu – jak wierzyły – miały nie zachodzić w ciążę tyle lat, ile palców w tym celu wykorzystały. Innym razem rzucały za siebie krew menstruacyjną lub podawały ją do zjedzenia psu, świni, rybie. W tym drugim przypadku najprawdopodobniej miało dochodzić do symbolicznego przeniesienia płodności na zwierzęta. Kobietom z pomocą przychodziły także czary. Bywało, że stosowano je czasami złośliwie wbrew woli niewiast. Doświadczyła tego żona J. Paska, która – jak wynika z relacji męża – z powodu ludzkiej złośliwości zapadła na bezpłodność. Jak wspomina pamiętnikarz: „Miałem nadzieję, że też jeszcze i dla mnie Pan Bóg da jakie chłopczysko; jakoż i byłoby było (tak), gdyby (…) nie ludzka złość. Bo uczyniono jej (taka była fama), żeby więcej nie miała potomstwa…”, tj. wkładano do łóżka spróchniałe fragmenty trumny. Szkoda że poczciwy J. Pasek nie zwrócił uwagi, że jego małżonka w chwili ślubu miała czterdzieści sześć lat i przede wszystkim w wieku należało upatrywać przyczyn bezpłodności.
Ale wróćmy do metod fachowych. Jedną z nich było używanie prezerwatyw. Źródła nie są zgodne co do daty ich powstania, jedni wskazują na starożytny Egipt, inni na Europę i wiek XVI, jeszcze inni na wiek XVII. W dziewiętnastym wieku były one już w szerokim użyciu. Zwano je „powłoczkami na prącie” lub kondomami. Wyrabiano je z kiszki baraniej, pęcherza rybiego lub jedwabiu. Natomiast „Świat Płciowy” z 1905 roku mówi o prezerwatywach gumowych. Wadą większości z nich było to, że dość często ulegały przerwaniu, w dodatku przeszkadzały w „wymianie narządów płciowych i osłabiały uczucie”, przez co uchodziły za środek mało praktyczny. Jak podaje Wilhelm Lubelski, nazwa „condom” pochodziła od nazwiska margrabiego de Condom, który w XVII wieku go wynalazł; „jednakże takowe ze względu na swą nietrwałość, nie odpowiadają przeznaczeniu.”
Poniżej prezerwatywa zwierzęcego pochodzenia.
Poniżej opakowania opisane jako 1930 – 1950 r.
***
Poniżej najstarsza odnaleziona przeze mnie w polskiej prasie reklama prezerwatyw pochodząca z „Nowej Reformy” z 1883 r. (nr 75).
***
W XIX wieku nie było już żadnej wątpliwości co do tego, że przyczyną ciąży są „ciałka nasienne” udzielane kobiecie przez mężczyznę. Stąd też zalecano po stosunku skakanie ze zgiętymi kolanami celem pozbycia się ich lub inne ruchy ochronne, np. „podnoszenie się niewiasty po stosunku i kaszlenie”. Na zagranicznych ilustracjach można znaleźć pochodzące z tego okresu przyrządy do przepłukiwania części rodnych. Przepłukiwanie takie następowało zapewne wodą z octem lub innym kwasem, który, jak wiadomo, ma właściwości plemnikobójcze. Można tylko podejrzewać, że w naszym kraju w domach otwartych na kontakty z zagranicą przyrządy tego typu także były w użyciu.
Pisanie na temat historii antykoncepcji na ziemiach polskich jest bardzo trudne. Jakby nie było, byliśmy krajem pruderyjnym. Na temat ograniczania urodzin można było snuć domysły, dywagować z siostrą, ale czytać w literaturze fachowej nigdy, przenigdy!!! Przejrzałam kilkadziesiąt poradników medycznych i pierwszą pozycją, w której udało mi się znaleźć wyczerpujące omówienie tematyki antykoncepcji, był poradnik Paczkowskiego z 1907 roku pod tytułem „Jak zapobiegać zarażeniu się chorobami wenerycznemi…” Tematykę tą przez skromność poruszono dopiero na samym końcu książki. Czytamy w nim o wiankach zatykających i nakrywkach gumowych, używanych zresztą przez kobiety i współcześnie. Autor wspomina też o gąbkach paryskich nasączonych substancjami plemnikobójczymi.
Na ilustracji poniżej: urządzenie do przepłukiwania, gąbka i kapturek gumowy.
Bardzo szeroko problematykę antykoncepcji omówiła też Anna Fischer – Duckelmann w swym poradniku pod tytułem „Kobieta lekarką domową” z 1912 roku, oczywiście w ostatnim rozdziale zamieszczonym w dodatku dla zmylenia potencjalnych zainteresowanych za spisem treści. Wspomina ona w nim o „powłokach z gumy” lub rybiego pęcherza, które jednak wielu osobom „wydają się obrzydliwe”. Z tego też powodu jej zdaniem zdecydowanie praktyczniejszym środkiem są kłębki waty lub gąbki nasączone roztworem octu (tzw. gąbki Listera).
Poniżej gąbka (produkt angielski, ilustracja opisana z dość szerokim przedziałem czasowym 1901 – 1930 r.).
Gąbkę taką, zdaniem A. Fischer – Duckelmann należało umieścić wewnątrz jak najgłębiej, a jednocześnie przyczepić doń nitkę dla sprawniejszego wyciągnięcia.
Innym środkiem ochronnym, proponowanym przez w/w autorkę było pessarium, zwane też „kapturkiem bezpieczeństwa”. Wykonane było ono z gumy i zakładane przez kobietę, jak na poniższych ilustracjach.
A. Fischer – Duckelmann jako „środek ochronny” polecała także przepłukiwania ciepłą wodą pochwy po stosunku. Dawała też wyjaśnienia, co do powstrzymywania się od współżycia w określonych dniach cyklu (w szczególności w ciągu pierwszych siedmiu dni po menstruacji). Były one jednak dość enigmatyczne i nie odpowiadające dzisiejszej wiedzy medycznej na temat regulowania urodzin w drodze kalendarzyka.
***
Powyższy tekst jest częściowo fragmentem mojej książki pt. „Miłość, kobieta i małżeństwo w XIX wieku”.