Papugi, ptaszki i inne fraszki
Oglądając dawne obrazy, nie raz można natrafić na sceny z ptakami. Przed wiekami podchodzono do nich podobnie jak dziś, czyli instrumentalnie. Kanarki miały być miłym dla oka i ucha dodatkiem. Natomiast drogie papugi ozdobą salonów, miały świadczyć o grubym portfelu i o wielkopańskich, czyli światowych zamiłowaniach gospodarzy. Dziś nie kupujemy już ptaków dla ozdoby, ale raczej ku uciesze dzieci, rzadziej własnej. Nie zmienia to postaci rzeczy, że wciąż traktujemy je instrumentalnie, czyli jak rzecz którą można postawić w kącie. Umyka nam, że są istotami stadnymi, a wyrwane ze swojego środowiska, skazane na samotność w zbyt ciasnej klatce cierpią.
***
Przewodnik po Krakowie z 1835 donosi, że targi „ptaszków śpiewających” odbywały się w tym mieście naprzeciwko Kościoła Mariackiego, gdzie hodowcy ze wsi i miast sprzedawali słowiki, kosy, gile, szpaki, kanarki… Można było je dostać także do jedzenia upieczone z rożna. Targ taki był doskonałym miejscem do tego, by sprzedać wychodowane przez siebie okazy czy też zamienić się nimi. Zresztą miłośników ptaków śpiewających w klatkach w Krakowie nie brakowało, do tego stopnia, że pasjonaci „po 20 i 30 klatek utrzymują w swoich pomieszkaniach, z temi śpiewakami”, zauważał autor przewodnika. Poniżej zdjęcia nieznanego pochodzenia, przedstawiające nieznane miejsce.
***
Nie brakowało też ptaszków w domu rodzinnym Magdaleny Samozwaniec, zresztą nie tylko ptaszków. Będąc małą dziewczynką miała w swoim pokoju istne zoo. Fruwały tu koliberki, kanarki i japońskie malutkie mewki, ozdabiając obrazy swoim „ptasim mlekiem”. Po pokoju spacerował trznadel znaleziony kiedyś w ogrodzie ze złamanym skrzydłem. W klatce skrzeczały dwie papużki. Nie był to jednak koniec, bo oprócz zwierząt fruwających były jeszcze biegające i podskakujące. Na łóżku wylegiwały się dwa bulteriery z miną aniołków, koło pieca w pudełku mieszkały świnki morskie, na oknie stała salaterka z małymi wiślanymi żółwiami, a obok słoiczek z zieloną żabką. Prawdziwa Arka Nowego. No i była jeszcze klacz, nazywana czule Sweet Heart, ta wprawdzie nie mieszkała w pokoju, ale „była tak rozpieszczona przez swojego pana (Wojciecha Kossaka), że przez otwarte drzwi od werandy wchodziła do salonu”. Wspominała Magdalena Samozwaniec w książce pt. „Maria i Magdalena”.
***
Znany krakowski księgarz Marian Krzyżanowski wspomina Tomasza Sasaka, który posiadał różne umiejętności. „Umiał np. robić doskonałe łapki na sikorki. Łapaliśmy je późną jesienią, a zimowały w jadalnym pokoju matki. Na punkcie ptaszków rozumieliśmy się z matką doskonale, bo matka także bardzo lubiła ptaszki i otaczała je troskliwą opieką. Nie miała nawet do nich pretensji o kłopoty „porządkowe”, a podziwiała ich doskonały smak, bo dobierały się zawsze do najświeższego i najlepszego masła.” (Fragment z książki pt. Kopiec wspomnień (praca zbiorowa) Kraków 1959 r., s. 87)
***
Poniżej scena przedstawiająca zapewne wizytę u hodowcy ptaków.
To może na koniec konkurs na najmniejszą klatkę świata. Choć sądzę, że i w niejednym współczesnym domu można by znaleźć takie „narzędzie tortur”, które mogłyby wziąć udział w tych niechlubnych zawodach.
Poniżej obraz dziewiętnastowiecznego, belgijskiego malarza Remy Cogghe (1854 – 1935 r.), przedstawiający walki kogutów. Jak dotąd nie udało mi się dotrzeć do źródeł, które wskazywałyby na to, by tego typu rozrywki były praktykowane w naszym kraju.