O ukochanej wydrze pamiętnikarza Paska
Była w XVII wieku wydra, którą znała prawie cała Rzeczpospolita z królem włącznie. Należała do awanturnika Jana Paska i za sprawą jego pamiętników przeszła do historii. Ich autor był do niej nadzwyczaj przywiązany, zresztą było za co. Zwierzę jak pies łasiło się i chodziło przy nodze, na zawołanie przynosiło ryby z wody, czasami z rozpędu żaby. Stąd też w podróży Pasek – jak wspomina – nie musiał troszczyć się o jedzenie, wystarczyło wydrę wpuścić do najbliższej rzeki czy stawu. Sypiała z panem oczywiście w pościeli, a była tak czysta, że w niej nic nie narobiła. Za potrzebą chodziła w jedno miejsce, gdzie stawiano jej specjalną skorupkę. W dodatku – jak wynika z relacji – była to wydra obronna. – „A kiedym był pijany, to ona po piersiach deptała wrzeszcząc tak długo, że obudziła, gdy się kto koło łóżka przechodził”. Nie dała nikomu skrzywdzić swego pana. Gdy krzyknął do niej „rusza”, to skakała z krzykiem przeraźliwym, szarpała za suknię i za nogi napastnika. Psów nie znosiła i była ich postrachem poza jednym włochatym, zwanym Kapreol. To od niego uczyła się tych wszystkich sztuczek, o których inne dzikie wydry nie miały pojęcia.
Pamiętnikarze mają to do siebie, że lubią przesadzać, więc zapewne nie do końca powinniśmy wierzyć J. Paskowi. Niemniej jednak, gdyby nawet jego pupil posiadał połowę wymienionych przymiotów, to i tak zasługiwałby na to, by przejść do historii.
Gdy tylko J. Pasek pojawił się ze zwierzakiem w karczmie czy na ulicy, wszędzie wzbudzał sensację. Ludzie „kupami schadzali się”, by oglądać wydrę, niczym jakiś towar drogocenny przywieziony z Indii. Fama szybko rozeszła się po kraju i trafiła na dwór. Jan III Sobieski zapragnął mieć to żywe cacko. Już dwukrotnie posłaniec królewski upominał się o nią, prosił, błagał o podarowanie, obiecywał kosztowne prezenty. Narazić się monarsze było rzeczą wielce nieroztropną, nie było więc wyjścia, trzeb było uczynić zadość królewskiej zachciance. Pamiętnikarz ociągał się, jak mógł. – Wolałbym kawałek siebie „dać aniżeli onę, com ją tak kochał”, wzdychał z żalem. Czas rozstania zbliżał si nieubłaganie. Aż w końcu Robaka (jak ją zwano) wyprawiono „na nową służbę” do Wilanowa. Zapłakało serce J. Paska, a i wydra zamknięta w klatce, przeraźliwie płakała za panem, „ażem poszedł do izby, nie chcąc słuchać tego, co mi jej żal było”. Przywieziono ją Janowi III Sobieskiemu na dwór posępną jak sowę. Przerażona z początku nikomu nie dawała się pogłaskać. Z czasem jednak przywykła do króla i pozwalała mu się karmić. Noszono ją na rękach, pieszczono, stawiano wodę w naczyniach wielkich, napuszczano doń rybek, raków, które ta przynosiła królowi dla zabawy. Zwierzęciu nie było jednak dobrze na dworze w złotej niewoli. Wydra tęskniło za naturą i swoim dawnym właścicielem. Nic więc dziwnego, że któregoś dnia wykorzystała okazję i zerwała się z łańcuszka. Błąkała się zlękniona po okolicy, nie mogąc odnaleźć drogi do dawnego domu. Na dworze zarządzono poszukiwania, rozesłano po mieście prośby i groźby. Niestety wydra nie cieszyła się długo wolnością, zabił ją dragon, biorąc za dzikie zwierzę, które uciekło z lasu. Po jakimś czasie ktoś odnalazł dragona z żydem, któremu ten chciał sprzedać wyprawioną skórę zwierzaka. Obu z dowodem rzeczowym zbrodni zaprowadzono na zamek. Rozwścieczony król kazał zabić obu za popełnione zuchwalstwo, urastające do rangi „zbrodni stanu”. I tylko za sprawą księży, którzy chodzili, błagali, by monarcha nie podejmował zbyt pochopnych decyzji, udało się odwieść go od krwawej zemsty. Karę zamieniono na lżejszą. Na dworze przez wiele dni panowała żałoba po najbardziej znanej wydrze w kraju, „król przez cały dzień i nie jadł, i nie gadał z nikim”.